Jest lipiec - czas urlopów, czas wakacji, czas relaksu. Kilka wolnych chwil każdy chce spędzić jak najlepiej, by móc je potem miło wspominać. 2,5 mln Polaków (wg. statystyk) sięgnie więc do szaf by wyciągnąć zakurzone wędki, kołowrotki, haczyki, żyłki itp. Następnie wyjedzie gdzieś nad ulubioną wodę by tam oddać się swojemu hobby. Co bardziej zaradni złapią jakąś rybę i wtedy być może w głowach niektórych z nich zrodzi się pytanie:
Co jest bardziej etyczne?
- Złapać rybę i ją potem zjeść?
- Złapać rybę i ją wypuścić?
Z jednej strony łowienie dla samego łowienia wydaje się niepotrzebnym zadawaniem bólu w imię zabawy. Po co więc bawić się czyimś (ryby) kosztem kiedy nie zmusza nas do tego konieczność zapokojenia głodu?
Z drugiej strony spójrzmy na ten problem od strony statystyk - 2,5 mln ludzi wyciągnie z wody i zje 2.5 mln ryb. Może dla rybostanu nie jest to jakaś katastrofa ale gdy to pomnożymy razy ilość powiedzmy tygodni w roku a to dalej razy ilość krewnych/znajomych chętnych na "rybkę z grilla" to powstaje mały problem dla ekostanu. Nic więc dziwnego, że wśród wędkarzy pojawiają się i tacy, którzy zamiast walorów kulinarnych wolą wypuścić to co złowili, żeby ich dzieci bądź wnuki również mogły cieszyć się w przyszłości ich pasją.
A jakie jest wasze zdanie w tej kwestii? Łowienie ryb i ich wypuszczanie to ludzki odruch czy tylko próba ucywilizowania barbarzyństwa? Czy ryby są gorsze od słitaśnych kotków, piesków czy zagrożonych gatunków (wśród których są i ryby) czy wręcz przeciwnie? Jakie jest wasze zdanie? Do dyskusji zapraszam zarówno wędkarzy jak i nie-wędkarzy.
Co jest bardziej etyczne?
- Złapać rybę i ją potem zjeść?
- Złapać rybę i ją wypuścić?
Z jednej strony łowienie dla samego łowienia wydaje się niepotrzebnym zadawaniem bólu w imię zabawy. Po co więc bawić się czyimś (ryby) kosztem kiedy nie zmusza nas do tego konieczność zapokojenia głodu?
Z drugiej strony spójrzmy na ten problem od strony statystyk - 2,5 mln ludzi wyciągnie z wody i zje 2.5 mln ryb. Może dla rybostanu nie jest to jakaś katastrofa ale gdy to pomnożymy razy ilość powiedzmy tygodni w roku a to dalej razy ilość krewnych/znajomych chętnych na "rybkę z grilla" to powstaje mały problem dla ekostanu. Nic więc dziwnego, że wśród wędkarzy pojawiają się i tacy, którzy zamiast walorów kulinarnych wolą wypuścić to co złowili, żeby ich dzieci bądź wnuki również mogły cieszyć się w przyszłości ich pasją.
A jakie jest wasze zdanie w tej kwestii? Łowienie ryb i ich wypuszczanie to ludzki odruch czy tylko próba ucywilizowania barbarzyństwa? Czy ryby są gorsze od słitaśnych kotków, piesków czy zagrożonych gatunków (wśród których są i ryby) czy wręcz przeciwnie? Jakie jest wasze zdanie? Do dyskusji zapraszam zarówno wędkarzy jak i nie-wędkarzy.
--