Wczoraj koleżanka wyskoczyła do mnie z awanturą, że jakieś tam prace technika wyceniłem zbyt nisko i firma stratna na zleceniu. Że burdel się zrobił, bajzel i generalnie kapota (nie było to jakieś drogie zlecenie, ale fakt, że wycena była z dupy). Sprawdziłem co i jak, czy faktycznie dałem ciała, bo każdemu może zdarzyć się pomyłka. Po sekundzie byłem już spokojny, to nie mnie się przytrafił babol. Ale się nie zdradzam jeszcze.
- Wybacz, K., faktycznie dziwna ta wycena, musiałem być zdrowo napier*olony żeby tak to policzyć.
- Jak to napier*olony?! Wyceniałeś robotę nachlany?
- Najwyraźniej, wycena poszła czwartego września, ja wtedy byłem gdzieś w Portugalii, więc jest spora szansa, że miałem w czubie jeśli wziąłem się za oferty.
- Byłeś wtedy na urlopie?
- No tak, od 18 sierpnia do 12 września.
- Przepraszam, że opierdol*łam Cię bez sprawdzenia...
- Spoko, nie szkodzi