Ja też nie, ale darowanemu wolnemu koniowi się w zęby nie zagląda.
Byłem nawet fiutaskiem i dzień przed szkolnym świętowaniem, wyjaśniłem mojej córce czym tak na prawdę jest świętko dziękczynienia, ile w sumie Indian wykończono i o co chodzi.
Oczywiście mając bezpośrednie dziecko, oczekiwałem wezwania do szkoły. Nie było. Ponoć "Szkolna Pani" tylko bąknęła coś smutno do żony, kiedy ta odbierała ją ze szkoły, ale to było bardziej w stylu: "mądra dziewczynka zna historię**, ale nic dziwnego, skoro czyta *Małego Księcia"
*Tu co jakiś czas dostajesz katalog (coś jak Świat Książki) i za przyzwoite pieniądze dziecko może sobie za pośrednictwem szkoły kupić jakieś książeczki. Nasza pociecha wybrała sobie oczywiście stertę z księżniczkami Barbie, księciami Kenami i pieskami. My wkurwieni zgodziliśmy się pod warunkiem, że książeczka o księżniczce to będzie "Mała Księżniczka", o księciu "Mały Książę", a o piesku Lassie
Odtąd kobita w szkole pieje z zachwytu, że dzieciak
klasykę czyta, a nie jakieś tam Batmany
**Czy Wy też uczyliście się historii Indian i generalnie świata z Małego Księcia?