A wiecie co jeszcze?
Baba, w sensie wychowawczyni mojego syna (pomijam fakt, ze do eleganckiej jedwabnej kiecki założyła coś w stylu obuwia ortopedycznego, co mnie prawie fizycznie bolało) coś tam zaszemrała, ze trzeba z dzieckiem pogadać, żeby uczestniczyło we wszystkich zajęciach dodatkowych chciało uczestniczyć i że trzeba je przekonać, żeby chodziło, bo to dla jego dobra.
A za chwilkę wyciąga deklarację przystąpienia dziecka do zajęć dodatkowych, że wyrażamy zgodę. Wszystkie matki (ojcowie zdezerterowali cfaniaki) zaczęły się podpisywać. Na to oczywiście musiałam dopytać - czy jak podpiszę to moje dziecko będzie zobligowane do uczestnictwa. Baba mówi, że owszem tak. To ja je na to odbijam, ze nie podpiszę, bo ja muszę przedyskutować to z moim dzieckiem, bo co jak on nie zechce. A baba mi na to - "jak to nie zechce? To pani mu każe". No to ja zrobiłam z kolei minę pt WTF i mówię "to ja jednak przedyskutuję i ewentualną zgodę dostarczę".
Taka jedna z ławki obok mówi mi wtedy "no wiesz? Dziecka będziesz pytać?"
Serio zgłupiałam. Ale nie dałam się
A szkoła z obrazka