Paulka, najbardziej w tej chwili wkurwia mnie fakt, że musiałem ich zostawić ze względów ekonomicznych właśnie. Bo że czasem trzeba było wyczyścić wyciskający swym zapachem łzy z oczu kibelek? Luz. Bo czasem coś się któremuś odkleiło i bez wyraźnych powodów mnie obrażał (jednej pani się to zdarzało)? Gitara. Bo czasem trzeba było siedzieć w niewyobrażalnym zaduchu? Spoko. Bo trzeba pamiętać o każdej drobnostce, dzięki której ci ludzie układali sobie ostatnie dni życia? Też do ogarnięcia. Bo przez kilka miesięcy pani D. nie była w stanie zapamiętać, że widujemy się we wtorki i piątki, więc nie ma powodów żeby w poniedziałek robić awanturę, że nie przyszedłem? No problemo. A czemu? Bo tak wstydliwej radości i szczerej, choć wyrażanej czasem bardzo powściągliwie, wdzięczności z powodu zwykłego zainteresowania codziennymi troskami i moich prób ulżenia w niełatwym życiu, nie widuję na co dzień. Ba, nie wiem czy widziałem kiedykolwiek wcześniej.
Tylko, psia jego pie*dolona mać, czynszu tym nie opłacę
Dzisiaj na pożegnanie D. (pan D. ale przeszliśmy na ty już przy pierwszym spotkaniu), podziękowawszy za wszystko trzykrotnie, zapytał
- Dominik, a mógłbyś czasem przyjść na chwilę? Tak po prostu wypić kawę i zapalić fajkę?
Bez bicia przyznaję, że z trudem powstrzymałem łzę
PS. i chyba zjebałem trochę stylistykę, ale trudno