Przez żonę i córkę zmuszony, oglądałem jednym okiem na Netflixie Barbie.
I już po chwili zrozumiałem, że to film skierowany do mężczyzn. Na dodatek dramat obyczajowy
Zacznijmy od tego, że film zaczyna się od nawiązania do Odysei Kosmicznej 2001. Która nastolatka wyłapie to nawiązanie? Nawet dla mojej żony to brzmi jak coś z prehistorii. Tylko ja załapałem skąd ten podkład i do której sceny się odnosi.
Później mamy utopię. A w zasadzie antyutopie. Barbie w Barbielandzie pełnią wszystkie ważne funkcje i stanowią klasę posiadającą. Kenowie - oni nie mają nic. Są tylko zmarginalizowanym tłem. Ken nie ma domku, ani jachtu, wszystko należy do Barbie.
Niemniej jednak coś się psuje i Barbie wyrusza do prawdziwego świata. A Ken? Ken musi się prosić, by jaśnie pani zezwoliła mu pojechać z sobą i sobie pomagać. Zgroza
W prawdziwym świecie rozdzielają się. Ken nikogo nie obchodzi, mattel przejmuje się tylko faktem, że uciekła im Barbie. Ale Ken odkrywa nową koncepcję - patriarchat.
Gdy Barbie wraca do Barbielandu odkrywa, że patriarchat się przyjął. I wszyscy są szczęśliwi. System działa, Ken w końcu jest czymś więcej niż popychadłem, a większość Barbie odkryła, że podoba im się prostsze życie. Co zatem robi nasza bohaterka? Jątrzy, knuje i zasiewa wątpliwości. Tak by jej szczęśliwe koleżanki przestały być szczęśliwe. A potem doprowadza do wybuchu wojny między Kenami. Jak zwykle intrygując i bawiąc się męskimi uczuciami.
A co było potem? Czy wzięła na siebie odpowiedzialność za nowy/stary świat, gdzie łaskawa pani w końcu dała Kenom jakieś prawa obywatelskie?
A w życiu. Jedyna Barbie, której się nie podobało życie w patriarchacie, która uwaliła nowy system powszechnej szczęśliwości, ucieka sobie na stałe do normalnego świata.
Nie polecam, straszny film, bez happy endu
I już po chwili zrozumiałem, że to film skierowany do mężczyzn. Na dodatek dramat obyczajowy
Zacznijmy od tego, że film zaczyna się od nawiązania do Odysei Kosmicznej 2001. Która nastolatka wyłapie to nawiązanie? Nawet dla mojej żony to brzmi jak coś z prehistorii. Tylko ja załapałem skąd ten podkład i do której sceny się odnosi.
Później mamy utopię. A w zasadzie antyutopie. Barbie w Barbielandzie pełnią wszystkie ważne funkcje i stanowią klasę posiadającą. Kenowie - oni nie mają nic. Są tylko zmarginalizowanym tłem. Ken nie ma domku, ani jachtu, wszystko należy do Barbie.
Niemniej jednak coś się psuje i Barbie wyrusza do prawdziwego świata. A Ken? Ken musi się prosić, by jaśnie pani zezwoliła mu pojechać z sobą i sobie pomagać. Zgroza
W prawdziwym świecie rozdzielają się. Ken nikogo nie obchodzi, mattel przejmuje się tylko faktem, że uciekła im Barbie. Ale Ken odkrywa nową koncepcję - patriarchat.
Gdy Barbie wraca do Barbielandu odkrywa, że patriarchat się przyjął. I wszyscy są szczęśliwi. System działa, Ken w końcu jest czymś więcej niż popychadłem, a większość Barbie odkryła, że podoba im się prostsze życie. Co zatem robi nasza bohaterka? Jątrzy, knuje i zasiewa wątpliwości. Tak by jej szczęśliwe koleżanki przestały być szczęśliwe. A potem doprowadza do wybuchu wojny między Kenami. Jak zwykle intrygując i bawiąc się męskimi uczuciami.
A co było potem? Czy wzięła na siebie odpowiedzialność za nowy/stary świat, gdzie łaskawa pani w końcu dała Kenom jakieś prawa obywatelskie?
A w życiu. Jedyna Barbie, której się nie podobało życie w patriarchacie, która uwaliła nowy system powszechnej szczęśliwości, ucieka sobie na stałe do normalnego świata.
Nie polecam, straszny film, bez happy endu
--
Jeszcze jedno hobby i wyjdę z internetu