Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Darowanej papudze w dziób się nie zagląda

22 240  
166   16  
Artykuł o papugach sprawił, że zebrało mi się na wspominanie z czasów, kiedy sama miałam papugę w domu. Dziennikarstwo to to zaraz nie jest, raczej garść wspomnień. Ale co tam, może komuś się spodoba.

Późne lata dziewięćdziesiąte, kolega z pracy przyszedł do mamy i pyta się, czy nie chce kupić papugi. Mama uznała, że do szczęścia rodzinie papugi nie trzeba, w końcu i tak mieliśmy już psa i świnkę morską (wówczas to była jeszcze świnka morska, nie żadna tam kawia) o wdzięcznym imieniu Fidiasz, które to nadała mu siostra będąca w liceum plastycznym. Po jakimś czasie (pewnie po obleceniu pozostałych pracowników) kolega wrócił i pyta się mamy, czy nie chce papugi za darmo. Mama znowu odmówiła. Wreszcie po raz kolejny już proponując ptaka (bez skojarzeń proszę), kolega podzielił się ckliwą historią o biednej papudze, którą trzeba ratować przed jego córką, która koniecznie chce brać zwierzątko na ręce i głaskać, a papuga bynajmniej nie chce tego i wobec tego jest zagrożona czy coś tam, i czy mama nie chce jednak za darmo uratować biednego ptaszka. No to zmiękło serce mej rodzicielki i się zgodziła, a następnego dnia dostała podziurawiony karton z „uratowaną” nimfą w środku.

Dla wyjaśnienia: nimfy to całkiem spore ptaki, z kompletem ostrych pazurów i dziobem sztuk jeden (równie zabójczym co pazury), które ogólnie nie są jakoś szczególnie towarzyskie z natury, mają silne poczucie przestrzeni osobistej (jeszcze raz mnie dotknij bez pozwolenia, a oddziobię ci ten palec) i są raczej głośne.

Patrząc na tę historię z perspektywy czasu (i doświadczenia, bo kilku innym znajomym nimfy o wdzięcznych imionach jak Tweety i Hedwiga zniknęły tajemniczo i było coś o tym, że „nareszcie spokój”), podejrzewam raczej, że dzieciak znudził się papugą, której nie dało się głaskać i przytulać, a rodzice, pewnie też zniechęceni ciągłym krakaniem, uznali, że zamiast dać latorośli lekcję odpowiedzialności i empatii, po prostu postanowili poszukać frajera, co papugę weźmie.

Tak oto mama zaopatrzona w karton z nimfą o wdzięcznym imieniu Dyzio poszła wstąpić po drodze do domu do banku. Położyła pudełko w jakiejś wnęce i stanęła obok, czekając na swoją kolej. Dyzio oczywiście rozdarł się na całego, rodzicielka czerwona na twarzy zastanawiała się, czy uciekać czy udawać, że pudełko nie jej, ale... nikt nawet nie zwrócił na karton uwagi. Pamiętajcie, że pod koniec lat dziewięćdziesiątych telefony komórkowe były już całkiem popularne, ale nawet dzwonki „polifoniczne” brzmiały jakoś niewyraźnie. Usłyszawszy skrzek papugi, połowa ludzi w kolejce zaczęła pospiesznie przetrząsać kieszenie, żeby sprawdzić, czy to nie ich telefon dzwoni.

Dyzio w domu wzbudził sporą sensację, ale najbardziej profesjonalnym podejściem wykazał się ojciec, który znalazł jakąś stronę internetową o nimfach i w całości wydrukował (było tego z 60 kartek) i uroczyście oświadczył, że każdy powinien się z tekstem zapoznać. Potem wymądrzał się przy każdej nadającej się okazji ciekawostkami, które zapamiętał, jak to, że nimfy wytrzymują całe tygodnie bez jedzenia i picia, kiedy podróżują przez tereny pustynne. Bez mała traktował ten „podręcznik” jak biblię w sprawie Dyzia. Oświadczył też, że nasza papuga jest jakoś zbyt szara i za mało pstrokata, żeby faktycznie była samcem i od czasu do czasu nazywał ją per Dyzia (papugę dostaliśmy już nazwaną). Możecie sobie wyobrazić satysfakcję ojca, kiedy nasz Dyzio... zniósł jajko. Wywołało to nieco konsternacji i koniec końców, ku wielkiemu zadowoleniu ojca, papuga została oficjalnie przemianowana na Dyzię.

Jako że klatka nie była jakichś powalających rozmiarów, większość czasu Dyzia spędzała fruwając po moim i siostry pokoju, w ramach hobby z upodobaniem obdziobując książki na regałach. Muszę przyznać, że podziobany egzemplarz "Harry'ego Pottera i Komnaty Tajemnic" (pierwszą część dostałam w twardej okładce, więc nie tak łatwo było papudze się do niej dobrać) ma dodatkową wartość sentymentalną.

Pewnego dnia papuga przepadła bez śladu. Poszukiwania po całym domu nie przyniosły rezultatów, za to śledztwo wykazało otwarty lufcik, zasłonięty firanką. Wprawdzie wcześniej papuga jakoś nie wykazywała zainteresowania próbami ucieczki nawet przy uchylonym oknie (firanka musiała działaś zniechęcająco), ale kto wie, może nagle usłyszała zew wolności? Przepłakałam dwa dni, słuchając „pocieszeń” ze strony ciotek i babci, że biedna papuga poza domem długo nie pożyje, bo okoliczne wróble natychmiast zadziobią ją z zazdrości, ale przynajmniej długo cierpieć nie będzie.

Dyzię znaleźliśmy po tygodniu. Żywą. Za szafą. Musiała spaść i koło tygodnia zajęło jej dojście do siebie na tyle, żeby zacząć swoim skrzeczeniem wołać o pomoc. Po odsunięciu szafy, która „wydawała dziwne odgłosy”, ku wielkiej radości wszystkich znaleźliśmy naszą papugę. I znowu ojciec się puszył i opowiadał każdemu kto chciał albo i nie słuchać, że już wcześniej powtarzał, że nimfy mogą wytrzymywać tygodnie bez wody i pokarmu, bo to takie zajebiste ptaki.
4

Oglądany: 22240x | Komentarzy: 16 | Okejek: 166 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało