Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Nowe przygody porypanego przedszkolaka II

16 757  
3   13  
Zobacz co oni oglądają!Po przeczytaniu kilku odcinków "Porypanego Przedszkolaka" już nigdy nie będziesz patrzeć w dotychczasowy sposób na kilkuletnie, milusie szkraby... ;)

Dzień piąty
Dzisiaj do przedszkola przyszedł nowy. Ma na imię Maciek i wygląda jak lalunia... Ma wszystkie zęby (mój tata mówi, że mnie i chłopakom to krowa zęby wypierdziała... no... może rzeczywiście wtedy na wycieczce za mocno pompowaliśmy to mleko i nam krowa naruszyła konstrukcję szczeny), kręcone kłaki i nawet pół śmiotka za paznokciami.

Zastanawiamy się z kumplami, co nasze dziewczyny w nim widzą... przykleiły się do niego jak glonojady do szybki w akwarium Gałązki. A ten nowy to też strzela do nich gałami i tylko marudzi, że ą, ę, jestem Maciej, a nie Maciuś, śmiem sądzić..., nie mam zastrzeżeń... i takie tam bzdety. Mądrzy się i jeszcze mu się wydaje, że wszyscy mamy być jakimiś zakichanymi naukowcami. A guzik! Ja tam wolę ciekawsze zajęcia niż, tfu!, uczenie się alfabetu.

Już się umówiłem z chłopakami i po przedszkolu idziemy na wojnę błotną. Poczekamy na nowego...


Dzień szósty
Zupełnie nie mogliśmy się dziś z chłopakami skupić i zupełnie nie słyszeliśmy, co mówiła pani. Inna sprawa, że to żadna nowość, no ale dzisiaj to już całkiem za nic wylądowaliśmy w kątach. Ja stałem z Letkim Mańkiem, a Gruby Artur z młodym Gałązką. Całe szczęście, że w jednym kącie stoją nocniki, a w drugim szafka z zabawkami (szafki pani nie przesunie, a do nocników woli się nie zbliżać, bo się od razu zapowietrza), bo jakby były puste, to bym nie miał z kim pogadać. Ho ho... a było o czym...

Wczoraj całą paczką byliśmy na imprezce. Gruby Artur miał urodziny i od swojej babci dostał kota. Trochę dziwny ten kot... jakiś taki sraczkowato-pomarańczowy. Prawie całą imprezę zastanawialiśmy się, jak go nazwać, no bo przecież nie Kicia, albo Puszek, czy Mruczek. Zwierz poważnego faceta musi mieć odpowiednie imię. I pewnie byśmy tak myśleli do usranej śmierci, gdyby nie siostra młodego Gałązki. Przyszła, żeby go zabrać z balangi, ale on powiedział, że nie pójdzie do domu, dopóki kot nie będzie miał imienia. Żeby sobie nie myślała, że żartuje, złapał nóż (co z tego, że plastikowy) i zagroził, że ją dziabnie. Zupełnie nie rozumiem dlaczego zaczęła rechotać, ale łaskawie zerknęła na to pasiaste cudo i od razu wymyśliła imię. LORD! (dziewucha, ale łeb to ma).

Rzeczywiście... łeb zadarty, ogon mu cały czas sterczy, paszcza jakaś taka naburmuszona - Lord pełną gębą. Gałązka też się naburmuszył, bo nie zdążył usypać w łazience Mąt Ewagrestu (zostało jeszcze kilka doniczek w pokoju Arturo), a już musiał spadać do chaty. Chcieliśmy się jeszcze trochę pobawić z kotem, ale jak mu zaczęliśmy malować lakierem pazury to nam zwiał na szafę. He he... starystokrata, a na szafie siedzi...

Powypijaliśmy szampana (brzoskwiniowy... mniam...) ze wszystkich kubków i też poszliśmy do domów. Imprezka była kuuul.

P.S. Gruby Artur powiedział dzisiaj, że kot zwiał.
Pewnie mu Arturo żarcie podkradał i się Lord na niego obraził... Ech... te wyższe sfery...


Dzień siódmy
Niedługo to chyba będę miał trójkątne plecy od tego wiecznego stania w kącie...
Byliśmy wczoraj w cyrku i nie wiem dlaczego panią zdziwko wzięło, jak założyliśmy "Tajny Klub Błotnych Czarodziejów z Siedzibą w Kącie". A przecież wczoraj jej się podobało... Po każdym występie jak biła brawo, to tak machała tymi łapami, że jeszcze chwila, a pofrunęłaby na trapez. Ale by jaja były... wreszcie wszyscy by zobaczyli, jakie nosi kretyńskie różowe galoty z Kaczorem Donaldem. W mordę... znalazła miejsce dla bohatera... 1, 2, 3, 7, 5... no, już mi trochę nerw przeszedł.

Najfajniejsze były konie. Jeden walnął takiego kloka, że aż się inny poślizgnął i ten facet co na nim siedział spadł prosto w gówno. Nie śmialiśmy się tak nawet z klaunów. Gruby Artur to się nawet popłakał, a ja dostałem czkawki. Tak mnie franca męczyła, ale suma sumarum to nawet dobrze, bo wyczkałem wszystkie orzeszki, które zjadłem i mogłem się teraz podzielić z chłopakami.
No i małpy też były fajowe, szczególnie jedna. Babeczka wołała do niej "CZITA!", a ona brała gazetę i czitała, (Chyba muszę się wreszcie wziąć za ten porypany alfabet, bo to wstyd, żebym był głupszy od małpy).

Ale mega, giga, super, hiper, market był czarodziej. Naprodukował tony jakichś szmat, kwiatków, zajęcy - rozlazło się toto po całym cyrku, aż głupie dziewuchy zaczęły piszczeć. A taki mały miał ten kapelusik skubaniec jeden, gdzie on to wszystko tam wepchał?...
Schował też jedną babkę do takiej skrzynki i jej odciął nogi razem z tyłkiem. To blondynka była..., nawet nie zauważyła, że już nie ma czym bąków puszczać, tylko szczerzyła te swoje królicze zębiska. A może się ucieszyła, że już nóg nie będzie musiała golić? Zresztą, kto by się babami przejmował, wszyscy wiedzą, że z nimi to się do ładu nie dojdzie. Tak, jak z naszą panią. Tyle się naszarpałem z rudą Mariolką, a jak mi się wreszcie udało wepchnąć ją do skrzynki na klocki, to pani postawiła mnie do kąta.

Dobrze, że przynajmniej Arturo i Maniek zdążyli pokazać swoje numery, bo inaczej musielibyśmy zmienić naszą nazwę na "Tajny Klub Zrobionych przez Babę w Konia Błotnych Czarodziejów z Siedzibą w Kącie", a to już by było za dużo do pamiętania.
Maniek pokazał sztuczkę z kwiatkami. Wziął doniczkę z jakimiś świrkami, czy fijołkami (jeden pieron), postawił ją na kiblu (musieliśmy się schować, bo przecież jesteśmy tajni)i zaczął czarować. Machał łapami, jak nasza pani w cyrku, klepał się po tyłku, puszczał bańki nosem, a jak udało nam się wreszcie podnieść z podłogi (ciężko było, bośmy się z Grubym zaklinowali pod kiblem) to z kwiatka został liściatek, bo zniknęły wszystkie kwiatki. W życiu bym nie pomyślał, że z Mańka taki zdolniacha!

Artur też niczego sobie... Zrobił numer z kanapką. Zeżarł całą bułkę, narysował na desce klozetowej chłopka (tam było tyle kurzu, że wszystko było widać) i wsadził sobie tego ukurzonego palucha do nosa. Kurde!!! Ale numer!! Jak kichnął, to mu ta kanapka kindolem wyleciała! Aż się drzwi od kibla otworzyły! Nowy się obraził, bo go walnęły w tą kręconą główkę. Pewnie nas podglądał. No cóż... Zemsta Czarodziejów - słodka rzecz...

P.S. Już nikt nie powie, że jak Maniek pierdzi, to śmierdzi (chyba zacznę układać wiersze, he he), bo jak idzie to mu kwiatki z gaci wylatują. Będzie z niego MAGIK kurde frans...


Autorem "Nowych przygód porypanego przedszkolaka" jest Gocha.
Tekst pochodzi ze stronki:
https://www.sheeva.webpark.pl/

Zobacz też: poprzednie odcinki "Porypanego Przedszkolaka"


Oglądany: 16757x | Komentarzy: 13 | Okejek: 3 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało