Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Szalony Jack Churchill idzie na wojnę!

103 937  
661   56  
Ile razy słyszeliśmy już o wojennych bohaterach, których odwaga przeplatała się ze skrajnym szaleństwem? Mimo że najczęściej osoby takie wręcz proszą się o kulkę prosto w środek czoła, to najczęściej jakimś cudem śmierci udaje im się uniknąć, co tylko upewnia nas w przekonaniu, że „głupi zawsze ma szczęście”. Jednym z takich wariatów był Jack Churchill, który w naszym rankingu największych poj#bów w historii plasuje się w ścisłej czołówce.

Jack był Brytyjczykiem o wielkim talencie artystycznym i zdecydowanych ciągotach w kierunku służby wojskowej - z takiego połączenia nic dobrego wyjść nie mogło.
Po zakończeniu nauki w prestiżowym King William's College, młodzieniec podjął dalszą edukację w Królewskiej Akademii Militarnej Sandhurst, po której zasilił Pułk Manchester. W armii odezwały się wspomniane artystyczne talenty młodego Jacka. Przez pierwszy okres służby młodzieniec jeździł motocyklem po indyjskim półwyspie, wykorzystując każdą chwilę na szlifowanie swojej gry na... dudach.

Po 10 latach w kamaszach wrócił do kraju, gdzie znalazł pracę w charakterze redaktora gazety i znalazł czas, aby nieco swoje „cywilne” pasje rozwinąć. Jakiś czas pracował jako model, ale wkrótce złapał kilka lepszych fuch - dostawał drugoplanowe role w filmach. Jako że świetnie grał na dudach i wcale nie gorzej strzelał z łuku, były to najczęściej produkcje historyczne. Zwieńczeniem marzeń Jacka było wytypowanie go na reprezentanta kraju na Międzynarodowych Mistrzostwach Łuczniczych w 1939 roku.


Narodziny asasyna

Tymczasem w Europie wybuchł kolejny wielki konflikt zbrojny, a Jack najwyraźniej zatęsknił za mundurem... Zaraz po ataku Niemiec na Polskę, młody dudziarz gotowy był do skopania nazistowskich tyłków - z powrotem wstąpił do armii i wraz ze swoim pułkiem skierowany został do Francji, aby wzmocnić Linię Maginota. Okazję do połączenia łuczniczego talentu z wojskowym powołaniem Churchill miał już całkiem niedługo potem - w maju 1940 roku jego oddział natrafił na niemiecki patrol. Jack dał swoim żołnierzom sygnał do ataku, posyłając strzałę wprost w mocno zaskoczonego nazistowskiego sierżanta. Od tej chwili narodziła się legenda podpułkownika, który wzorem Robin Hooda uśmierca swoich wrogów strzałami.

Churchill opracował też własną metodę partyzanckich najazdów na niemieckie oddziały - szalony żołnierz zaopatrzony w łuk, strzały oraz ostry jak brzytwa szkocki miecz, wsiadał na swój ulubiony motocykl i niczym unowocześniony, średniowieczny asasyn wpadał „z wizytą” do znudzonych trzymaniem straży Niemców. Czas umilał im szlachtując ich gardła lub przepuszczając przez ich ciała drzewce strzał.


„Każdy oficer, który wkracza do akcji bez swojego miecza jest niewłaściwie ubrany!"

Prawdziwy chrzest ognia Jack miał okazję przeżyć podczas bitwy o Dunkierce. Wówczas do niemieckiej niewoli dostał się brytyjski oficer. Raniony przez wroga Churchill, który już wtedy szczycił się nadanym mu przez kolegów przydomkiem „Szalony”, typowymi dla siebie metodami odbił więźnia. Został później za to nagrodzony Wojskowym Krzyżem i trafił do całkiem świeżej organizacji zwanej jako Commandos.

Jack lubił nieco urozmaicać swoje pomysły. I tak na przykład po tym jak został przeniesiony do Norwegii, miał okazję popisać się czynem, który bardziej pasowałby do filmowych badassów w stylu Rambo niż do prawdziwego wojskowego dowódcy. Dzień po Bożym Narodzeniu Churchill wraz z innymi komandosami zorganizował niespodziankę dla wyposażonego w artyleryjskie działa niemieckiego garnizonu, stacjonującego na wyspie Vågsøy. Kiedy żelazne wrota łodzi opadły na ziemię, oczom wroga ukazał się Jack, który zamiast karabinu dzierżył w rękach dudy i krocząc przed siebie bezczelnie odgrywał melodię "March of the Cameron Men". Po zakończeniu kompozycji Jack cisnął przed siebie granat i rzucił się do ataku. Dwie godziny później wyspa była już w rękach brytyjskiego wojska, a Szalony Jack odznaczony został kolejnym medalem za odwagę.


 
Wkrótce Jack opuścił Norwegię i udał się na Sycylię, gdzie dostał rozkaz przejęcia niemieckiego punktu obserwacyjnego w mieście Molina i tym samym uzyskania dostępu do drogi prowadzącej do strategicznie ważnego przyczółka w Salerno. I tym razem podpułkownik, udekorowany swoimi firmowymi znakami - mieczem, dudami oraz łukiem i strzałami, przeprowadził wzorową akcję - wraz ze swoimi komandosami Jack nie tylko wykonał powierzone mu zadanie, ale i wziął do niewoli 42 żołnierzy, którym kazano później prowadzić wozy z rannymi Brytyjczykami. Wśród zniewolonych Niemców znalazł się też oddział odpowiedzialny za obsługę moździerzy...

Tak umiera bohater

Niestety, każda legenda ma swój koniec. Nie inaczej sprawa wyglądała w przypadku Szalonego Jacka, który tym razem trafił na tereny Jugosławii, aby przeprowadzić atak na kontrolowaną przez nazistów wyspę Brać. Churchill zorganizował na szybko armię złożoną z 1500 partyzantów i dwóch oddziałów komandosów. Wprawdzie samo lądowanie odbyło się bez jednego nawet wystrzału, ale zdając sobie sprawę z siły wroga, armia postanowiła przeczekać z atakiem do następnego dnia. Niestety, grany na dudach sygnał do rozpoczęcia akcji został wkrótce zagłuszony przez łoskot karabinów niemieckich samolotów. Jack zaryzykował więc przeczekanie kolejnej nocy i ponowienie ataku. Partyzanci odmówili pakowania się wprost w gardło bestii i pozostali na miejscu lądowania, tymczasem Churchill wraz z sześcioma towarzyszami dotarł do strategicznego celu i... zdał sobie sprawę, że tym razem już się śmierci nie wywinie. Sypiący seriami z moździerzy Niemcy wytłukli wszystkich komandosów oprócz Churchilla, który niczym przerysowany, szkocki bohater chwycił za dudy i patrząc na zbliżające się oddziały wroga zaczął grać rzewne „Will Ye No Come Back Again?”. Grę zakończyła eksplozja rzuconego przez jednego z niemieckich żołnierzy granatu. W ten sposób giną wzorowi hollywoodzcy bohaterowie...

Jack „Szalony Farciarz” Churchill

...ale nie on. Eksplozja pozbawiła Jacka przytomności i troszkę pokiereszowała, ale na szczęście nie zabiła. Trafił do koncentracyjnego obozu w Sachsenhausen, gdzie wylizawszy się z ran, doszedł do wniosku, że dość już tej laby i najwyższa pora zwijać się z tego nieprzyjaznego miejsca. W towarzystwie oficera Królewskich Sił Zbrojnych, Jack przeczołgał się pod kolczastym drutem i dał dyla z niewoli. Krótko się wolnością cieszył - wkrótce został po raz kolejny pojmany akurat w chwili, gdy od Bałtyku, gdzie planował znaleźć jakiś transport, dzieliło go już kilka kilometrów... Jego i 140 innych jeńców przetransportowano do obozu koncentracyjnego w Austrii. I tym razem szalony łucznik miał sporo szczęścia - Niemcy porzucili więźniów i dali drapaka obawiając się łomotu, który mieli im sprawić zbliżający się Jankesi. Jack po dłuższym spacerze (przeszedł przeszło 240 km) dotarł do Włoch, gdzie spotkał amerykańskie siły pancerne.


 
Churchill bardzo chciał kontynuować szlachtowanie nazistowskich korpusów, przerywając to arcyciekawe zajęcie na radosne przygrywanie na dudach. Planował wycieczkę do Japonii, aby „poznać nieco wschodniej kultury”. Niestety - Amerykanie zrzucili bombę na Hiroszimę i Nagasaki, co dość szybko i definitywnie wojnę zakończyło. Jack nie był zbyt tym faktem zachwycony:

„Gdyby nie ci przeklęci Jankesi, moglibyśmy prowadzić tę wojnę przez kolejnych 10 lat!”


Po wojnie Szalony Jack wrócił do show-biznesu. Na krótko. Przez kolejne lata widziano go w Palestynie, broniącego przed arabskim ostrzałem konwoju złożonego z 700 żydowskich lekarzy i studentów. Później szkolił żołnierzy gdzieś w Australii, aby w końcu w kwiecie wieku zdjąć mundur i odkryć nową pasję - surfing!
Jack zmarł w 1996 w wieku 90 lat.

Źródła: 1, 2, 3

Oglądany: 103937x | Komentarzy: 56 | Okejek: 661 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało