Żywot istoty żyjącej (O, lelum polelum! Co to za życie?) w polskim akademiku to nieustanne pasmo udręk. A to ktoś ostatnie fajki wypali, a to ktoś przywłaszczy sobie twoją awaryjną kanapkę co to ją miesiąc wcześniej skitrałeś pod szafą, a to funduszy na alkohol zabraknie... I pomyśleć, że lata, podczas których bieda zmusza cię do zagryzania wódki karaluchami, to najlepszy czas twego życia...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą